
250 fotografii w 14 salach Tate Modern. Od przykladow wczesnej fotografii XIX wieku, przez kryzys lat '30 w Stanach Zjednoczonych, eksperymenty dadaistow, pierwszych paparazzi, kulture celebrity po inwazyjna fotografie wspolczesna testujaca granice miedzy prywatnym a publicznym i eksplorujaca tematy tabu. Kilka ciekawych zdjec, wiekszosc przecietnych i niestety sporo slabych... Kilka ciekawostek technicznych dla bardziej wtajemniczonych - dla wiekszosci przecietna wystawa fotografii.
Pierwsza sala wystawy jest zarazem najciekawsza - dzieki trzem wielkoformatowym fotografiom Philipa-Lorca diCorcia. Uchwycone z imponujacej odleglosci, za pomoca ogromnych teleobiektywow i poteznych lamp blyskowych zdjecia przechodniow w Nowym Jorku sa piekne i zapadaja w pamiec. Zaciekawiaja tez eksponaty techniczne - zwlaszcza ukryte w bucie czy lasce aparaty fotograficzne, ktore z powodzeniem moglby stosowac James Bond gdyby zyl na poczatku poprzedniego wieku. Ta czesc techniczna wystawa wydaje sie najsilniejsza.
W kolejnych salach tematyka skreca w strone efektow fotografii masowej - miedzy innymi zjawisk celebrity i paparazzi. Nie moglo zabraknac kultowych zdjec Marylin Monroe w bialej sukience nad kratka wentylacyjna, Jackie Onassis, Mamie van Doren czy Krolowej Elzbiety II na spacerze z psami. Wydaje sie, ze nie do konca pasuje tu zdjecie Paris Hilton ktore gdyby nie wisialo na scianie w Tate Modern rownie dobrze mogloby znalezc sie na pierwszej stronie The Sun (i chyba nawet tam bylo). Ale kazdy ma prawo ocenic sam...

Ostatnia chyba intrygujaca czescia wystawy sa wybrane zdjecia Shizuka Yokomizo, japonskiej artystki tworzacej w Londynie. Wysyla ona przypadkowo wybranym osobom propozycje wystapienia na zdjeciu o okreslonym czasie w ich wlasnym oknie. Powstaja w ten sposob ciekawe fotografie jednorazowych modeli ktore pomiom banalnej techniki zadzwiaja wrazliwoscia, swiatlem i kolorami przy okazji dokumentujac nasza codziennosc.
Tyle dobrego. Niestety przewazajaca czesc wystawy pod wzgledem sal i eksponatow poswiecona jest ekstremom wspolczesnej fotografii. Szokowanie zdjeciami seksu grupowego w parku w Japonii, podgladanie narkotykowych orgii w toaletach klubu w Nowym Jorku, moralnie dwuznaczne miejsca ze stref wojen, zamachow i innych miejsc gdzie ludziom w sposob widowiskowy dzieje sie krzywda... musze przyznac ze dla mnie to wstydliwe oblicze wspolczesnej fotografii. Wiem, ze istnieje i akceptuje to, ale nie uwazam ze galeria sztuki wspolczesnej jest na tego typu tworczosc wlasciwym miejscem.
Do tego ostatnie sale zamykaja wystawe banalna puenta w stylu 'Roku 1984' bazujacej na obsesji wokol prawa do prywatnosci. To smutny fakt ze jestesmy obserwowani przez aparaty fotograficzne w kamerach przemyslowych, na pokladach satelitow, w telefonach komorkowych, laptopach i videofonach przy klatkach schodowych. Ale odkad pamietam tak bylo i nie zapowiada sie zeby to mialo sie zmienic. Robienie z tego wielkiego 'halo' w 2010 roku jest naprawde spoznione. I to przynajmniej o te 26 czy 61 lat - zalezy czy liczyc od fikcyjnego 1984 czy od prawdziwego 1949 kiedy ksiazka ukazala sie drukiem...
___________________________________________
Przydatne linki:



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz